wtorek, 30 kwietnia 2013

STOWARZYSZENIE UMARŁYCH POETÓW


                    Akademia Weltona to bardzo rygorystyczna szkoła męska dla dzieci bogatych rodziców. Panują tu twarde zasady. Hasła przewodnie szkoły brzmią: "Tradycja! Honor! Dyscyplina! Doskonałość!". Poziom jest bardzo wysoki, ale przyczyną jest ostre traktowanie uczniów, zarówno przez nauczycieli, jak i rodziców. Z chłopcami sprawiającymi największe kłopoty dyrektor radzi sobie poprzez kary cielesne. Syn nie ma prawa sprzeciwić się ojcu, który układa mu życie "dla jego własnego dobra".
                    Pewnego dnia pojawia się nowy nauczyciel języka angielskiego - John Keating. Jego sposób nauczania jest dość niekonwencjonalny. Już od pierwszej lekcji pokazuje uczniom, że nie zamierza bezmyślnie wbijać im do głowy programu przewidzianego na ten semestr. Na zajęciach zabiera chłopców do sali reprezentacyjnej, na dziedziniec - ku zdziwieniu innych pedagogów. Po przeczytaniu tekstu J. Evansa Pritcharda "Zrozumieć poezję" każe chłopcom wytargać stronę z "tymi bzdetami" z podręcznika. Keating przedstawia im inny świat, niż ten, w którym dotychczas żyli. Jest to świat wolnej myśli i słowa, pełen poezji, w której nie chodzi tylko o policzenie sylab w wersie i wersów w zwrotce, ale o zrozumienie tematyki i sensu. Zdradza im tajemnicę Stowarzyszenia Umarłych Poetów, w którym chłopcy nie tylko czytają wiersze, ale przede wszystkim walczą o swoje racje.
                    Powieść jest niedługa, ale dobrze napisana. Pełna dialogów i pozbawiona zbytecznych opisów sprawia, że czyta się ją bardzo lekko i chętnie. Poważne momenty przeplatane są zabawnymi sytuacjami, jednak bez przesady. Autor - N. H. Kleinbaum - przedstawia ciekawe porównania. Najlepszym przykładem jest jedna z lekcji p.Keatinga, kiedy rozkazuje dwóm parom uczniów równo maszerować. Zauważa wtedy, że na początku nie mogą się "zgrać", lecz przy dopingu pozostałych chłopców szybko znajdują wspólne tempo i maszerują tak samo. Nauczyciel mówi: "Nasz mały eksperyment (...) dowiódł jedynie, jak trudno jest jednostce utrzymać własny sposób zachowania pod naciskiem innych osób. Podobnie jest z przekonaniami. Trudno jest zachować własne zdanie, kiedy presja otoczenia zmusza nas do jego zmiany." Dzięki temu zwraca uwagę na to, że każdy powinien być indywidualny, a nie tylko podporządkowywać się reszcie.
                    Widząc relacje między uczniami, rodzicami i nauczycielami w tamtych czasach, mogę docenić swoje położenie. Dziś większość młodzieży ma dobry kontakt z rodzicami, traktuje ich raczej jak przyjaciół, a nie tyranów, wrogów. Nauczyciele nie mogą bić dzieci ani rozkazywać im, co mają robić.
                    "Stowarzyszenie Umarłych Poetów" musi znaleźć się w naszej prywatniej bibliotece. Wobec tej książki nie można być obojętnym, więc zachęcam do jej przeczytania!

piątek, 19 kwietnia 2013


 

IGRZYSKA ŚMIERCI

                    WOW! Kilka minut temu skończyłam czytać pierwszą część bestsellerowych "Igrzysk śmierci" Suzanne Collins. Powieść opowiada o losach szesnastoletniej Katniss Everdeen. Panem - kraj, w którym żyje Katniss - jest podzielone na dwanaście dystryktów. Funkcję stolicy pełni Kapitol. Jest bardzo bogatym, nowoczesnym miastem, w którym każdy cieszy się dobrobytem. Mieszkańcy nie znają głodu, cierpienia, smutku. Dystrykty są zupełnym przeciwieństwem Kapitolu - tutaj zaledwie maleńki procent ludności może sobie pozwolić na dobry chleb, owoce czy ser. Większość dosłownie przymiera głodem, zmuszona do handlu na czarnym rynku i wiecznego ryzyka, po to, aby zostać przy życiu. Nędza w dystryktach jest celowo utrzymywana przez władze. Dodatkowo, aby mieszkańcom nie wpadło do głowy powstanie, co roku organizowane są Głodowe Igrzyska. Z każdego dystryktu wybiera się dwójkę zawodników nazywanych trybutami - chłopca i dziewczynę, w wieku od dwunastu do osiemnastu lat. Pech sprawia, że wybór pada na Primrose Everdeen - siostrę Katniss, która z miłości do małej Prim zgłasza się za nią na ochotnika; oraz Peetę Mellarka - syna piekarza, który przed laty ocalił Katniss przed śmiercią głodową. W starciu z innymi trybutami dziewczyna nie jest bezbronna - dzięki temu, że od śmierci ojca zdobywała pożywienie dla matki i siostry świetnie strzela z łuku i rozpoznaje rośliny. Co można powiedzieć o Peecie? Jest silny, ale doświadczenie ma tylko w zdobieniu tortów. Jednak podczas prezentacji zawodników rewolucjonizuje całe Panem swoim szokującym wyznaniem miłości do Katniss. Kraj szaleje, bo takiego przedstawienia nie było jeszcze chyba nigdy. W końcu Katniss, Peeta i pozostali trybuci trafiają na arenę, a tam rozpoczyna się prawdziwa masakra. 
                    "Igrzyska śmierci" to przeraźliwie emocjonująca powieść. Opowiada o konieczności przetrwania, potrzebnej do tego sile, bezwzględności losu, ale także o iskrze buntu, której nie da się łatwo zgasić. Na gigantycznej, wielohektarowej arenie, Katniss zmuszona jest do stanięcia oko w oko z bezwzględnymi, brutalnymi rywalami. W utworze pojawia się także wątek miłosny, jednak nawet bohaterka za bardzo nie wie, co czuje do Peety Mellarka. Opisane jest wzajemne poświęcenie chłopaka i dziewczyny. Autorka obrazuje także układy i zależności pomiędzy rządzącymi. Tak na prawdę los każdego z trybutów zależy od sponsorów i przede wszystkim od organizatorów. Jeśli zechcą, mogą ocalić "gracza" przed innym, np. wpływając na warunki pogodowe, wzniecając pożar, napuszczając zmutowane zwierzęta. 
                    Katniss jest dla mnie wzorem godnym naśladowania. Jej zaskakująca siła psychiczna robi na mnie ogromne wrażenie. Nie rozkleja się w trudnych sytuacjach - zawsze jest twarda i świadoma, że jej wahanie dodaje pewności wrogowi. 
                    "Igrzyska śmierci" to świetna książka, w której nie brakuje przygody, emocji i wrażeń, ale także możemy wynieść z niej coś dla siebie. Prócz tego pierwsza część pozostawia nas z setką pytań, więc nie sposób nie sięgnąć od razu po kolejny tom. 


Symbol Katniss - Kosogłos...


środa, 17 kwietnia 2013

STARY CZŁOWIEK I MORZE


                    "Stary człowiek i morze" to popularna lektura, którą każdy z nas przerabiał, przerabia lub będzie przerabiał w przyszłości - kontakt z tą książką jest nieunikniony. Głównym bohaterem jest rybak w podeszłym wieku. Narrator opowiada fragment z życia starca. We wprowadzeniu informuje nas, że mężczyzna już od osiemdziesięciu czterech dni nie złowił żadnej ryby, za którą mógłby wziąć pieniądze, przez co daje do zrozumienia, że człowiek ten jest bardzo biedny. Ma na imię Santiago. Jest samotny, bo jego żona zmarła przed laty. Pomimo, iż niegdyś był znakomitym rybakiem, obecnie nie jest już wzorem dla kolegów. Wręcz przeciwnie - nazywają go salao, czyli pechowiec. Jedyną osobą, która nadal go kocha jest chłopiec o imieniu Manolin. Gdy młodzieniec miał pięć lat, Santiago po raz pierwszy wziął go na morze i od tamtej pory uczył rybołówstwa. Są dla siebie jak ojciec i syn. 
                    Decydujący moment nadchodzi, gdy starzec postanawia wypłynąć na bardzo głębokie wody i złowić porządną rybę. Wreszcie jego haczyk połyka gigantyczny marlin, z którym niemłody już rybak nie radzi sobie tak łatwo, jakby chciał. 
                    Styl Ernesta Hemingway'a jest dość nużący. Pobyt na morzu jest przeciągany, a emocjonujące momenty opisane krótko i zwięźle, tak, jakby autor nie chciał poświęcić im należytej uwagi. Nie jest to jednak najważniejsze. Najciekawsza jest geneza utworu, po której odkryciu jestem wręcz zaczarowana. Żywot rybaka można by przełożyć na życie każdego z nas. Osiemdziesiąt cztery dni bezowocnej pracy symbolizują długi czas, kiedy człowiek ciągle nie potrafi osiągnąć tego, czego chce, lecz wciąż próbuje. W końcu postanawia "pójść na całość" i zaryzykować. Jego nadzieje nie okazują się płonne i zaczyna zbliżać się do celu. Walka o swoje nie jest jednak łatwa - wymaga pełnego poświęcenia, oddania, zaangażowania, odporności na drobne niepowodzenia oraz ciężkiej pracy. 
                    Mężczyzna długo szarpie się z rybą, zanim ta umiera. Okazuje się, że jest dużo większa niż się spodziewał - dłuższa od jego łodzi. W tym momencie przychodzi najcięższa próba. Pojawiają się rekiny. Starszy pan zabija je - jednego po drugim - jednak nie jest w stanie uchronić swojego skarbu. Każdy rekin kąsa marlina i odgryza fragment mięsa. Zawsze pojawią się ludzie, którzy żerują na innych. Czasem zdarza się tak, że za nic nie da się przed nimi uchronić i stopniowo nas wyniszczają. Zanim osiągniemy pełnię szczęścia, z naszej pracy nic nie zostanie - tak też stało się z marlinem - nim rybak dotarł do brzegu z ryby pozostał szkielet. Pocieszeniem jest fakt, że znajomi dostrzegli ości. Będąc świadkiem tragedii starca, Manolin postanawia już nigdy go nie opuszczać.
                    Jest to dobry utwór, zaliczający się do klasyki. Polecam.


Stary rybak i marlin

środa, 3 kwietnia 2013

SKRADZIONA

                    Główną bohaterką powieści Alex Shearer jest dwunastoletnia Carly. Jej życie toczy się zwyczajnie. Chodzi do szkoły, ma normalną rodzinę. Dni nie są zbyt zróżnicowane. Jej największym marzeniem jest posiadanie prawdziwej przyjaciółki lub siostry. Pewnego dnia w jej klasie pojawia się nowa uczennica - Meredith. Mimo, że nie zachowuje się tak, jak większość rówieśniczek, Carly nie rezygnuje z szansy zaprzyjaźnienia się. Meredith mówi, że jest sierotą i mieszka z babcią. Niestety Carly zaczynają niepokoić relacje między babcią a wnuczką i pewnego dnia przeprowadza rozmowę ze staruszką. Kobieta opowiada jej historię, w którą trudno uwierzyć. Dziewczynka jest rozdarta, jednak kilka dni po spotkaniu staje się świadkiem wstrząsającej rozmowy Meredith z babcią i odkrywa mroczną tajemnicę. Przed nią bardzo trudne zadanie, któremu musi podołać.
                    "Skradziona" to jedna z najbardziej wciągających książek, jakie wpadły mi w ręce. Historia bezdyskusyjnie pochłania czytelnika, który, gdy już na chwilę oderwie się od lektury, nadal nie może zostawić świata magii gdzieś na uboczu i zająć się codziennymi sprawami. Autorka obrazuje takie problemy jak starość i śmierć, ale też ukazuje wagę młodości. "Skradziona" pozwala przeżyć wspaniałą przygodę, ale także zrozumieć wiele istotnych spraw. Konieczność szacunku dla osób starszych, fakt, że powinno się korzystać puki jest się młodym. Nie mam tu na myśli chodzenia na imprezy, lecz zrobienie czegoś wartościowego, realizowanie celów, spełnianie marzeń. 
                   
                     Z całego serca polecam!!! :)